— Zadanie haniebne, bezbożne! — zawołała milady z oburzeniem ofiary, wyzywającej swych sędziów.
— Na honor! zdaje mi się, że ta hultajka dostała pomieszania zmysłów — rzekł lord Winter, powstając. — No, uspokój się, pani purytanko, bo w przeciwnym razie zamknę cię w lochu. Upiłaś się widocznie mojem winem hiszpańskiem, nieprawdaż? Ale to nic nie szkodzi; oszołomienie takie nie jest niebezpieczne i nie będzie miało żadnych następstw.
I lord Winter oddalił się, klnąc głośno, co w owe czasy czynił niejeden szlachcic.
Felton podczas całej tej rozmowy stał istotnie za drzwiami i nie stracił ani jednego jej słowa. Milady więc odgadła to trafnie.
— Idź, idź! — rzekła za odchodzącym szwagrem. — Ale przekonasz się jeszcze, że te następstwa będą; jednak dowiesz się o nich wtedy, gdy zapóźno już będzie im zapobiedz.
Nastała cisza, i znów upłynęły dwie godziny. Gdy wnoszono wieczerzę, milady była zatopiona w modlitwach, jakich nauczyła się od starego sługi swego drugiego męża, zażartego purytanina. Mogło się wydawać, że popadła w religijną ekstazę; nie zwracała najmniejszej uwagi na to, co się działo naokół. Felton rozkazał ruchem ręki, aby nie przeszkadzano jej w modlitwie, i wyszedł cicho razem z żołnierzami.
Milady, przypuszczając, że ktoś może przez szparę we drzwiach obserwować dalsze jej zachowanie się, odmawiała modlitwy aż do końca, — i wydało się jej istotnie, że żołnierz, pełniący straż, przystanął i nasłuchiwał. Tego zresztą na razie pragnęła. Po niejakimś czasie podniosła się wreszcie z klęcznika i, usiadłszy przy stole, zjadła coś-niecoś, poczem napiła się czystej wody.
W godzinę później zabrano stół z resztkami wieczerzy. Tym razem jednak Felton nie towarzyszył żołnierzom.
Czyżby obawiał się nazbyt często widywać ją? Odwróciła się ku ścianie, i usta złożyły się jej do uśmiechu. A w uśmiechu tym krył się tak wyraźny tryumf, że już to samo mogłoby ją zdradzić.
Przeczekała jeszcze pół godziny, a skoro wreszcie zu-
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/720
Ta strona została przepisana.