dając swemu głosowi nieprzemożony wdzięk, wyrazistość i czar kuszący, jakim ją sam szatan chyba obdarzył:
„Za mych łez tyle, za tyle niedoli,
Za me wygnanie i wszystko, co boli,
Dał Bóg modlitwy silę tajemniczą;
Cierpienia moje anioły policzą.“
Głos milady, niesłychanie rozlewny i drgający najgłębszem uczuciem, nadawał prostej i niewyszukanej poezyi tych psalmów iście czarodziejski urok i wymowność, jaką najbardziej zagorzali purytanie rzadko tylko znajdowali w śpiewach swych braci, a którą usiłowali wydobyć wszystkimi środkami swej wyobraźni.
Felton miał wrażenie, że słyszy śpiew anioła, który ongi pocieszał trzech Hebrejczyków w piecu gorejącym.
Milady śpiewała dalej:
„Ale wyzwolin idzie chwila wielka,
Gdyż Bóg pan mocny jest i sprawiedliwy;
Choćby nadzieja zawiodła nas wszelka,
Śmiercią męczeńską ty będziesz szczęśliwy.“
W strofkę tę usiłowała straszliwa śpiewaczka przelać całe uczucie jej treści. Młody zaś oficer, do głębi przejęty tą pieśnią, nie mógł się już pohamować. Otworzył nagle gwałtownym ruchem drzwi i stanął na progu pokoju.
Blady był, jak zazwyczaj, lecz oczy miał rozpłomienione, niemal obłędne.
— Śpiewasz pani w ten sposób — odezwał się, — że istotnie... zbyt głośno.
— Proszę o przebaczenie — odpowiedziała milady słodkim swym głosem. — Zapomniałam zupełnie, że pieśni moje nie mogą być mile słyszane w tym domu.
Być może, obraziłam pańskie uczucia religijne. Ale, jeżeli się tak stało, to gotowa jestem przysiądz, iż nie miałam bynajmniej tego zamiaru. Racz pan zatem przebaczyć mi winę, która jest może wielka, lecz nie była wcale rozmyślna.
Milady jaśniała w tej chwili niezwykłą urodą. Nieznającemu jej mogło się wydawać, iż to ekstaza religijna nadawała jej obliczu tyle uroku. To też Felton spoglą-