— Pragną — rzekł — pokazać ci rodzaj pasportu, który napisałem własnoręcznie, a który ma ci posłużyć za numer porządkowy na resztę żywota.
I z twarzy milady przenosząc spojrzenie na papier, zaczął czytać:
„Rozkaz deportacyi do...“ — tu wyjaśnił: — Nazwy miejscowości nie wymieniam i pozwalam, byś pani obrała ją sobie sama; jeżeli tylko znajdować się będzie o jakieś tysiąc mil od Londynu, najchętniej miejscowość tę wpiszę. Tymczasem przyjmij pani do wiadomości treść tego pisma. Otóż: „Rozkaz deportacyi do... tak zwanej Karoliny Backson, napiętnowanej na podstawie wyroku sądów francuskich i następnie po odcierpieniu kary uwolnionej. Skazuje się ją obecnie na przebywanie w oznaczonej miejscowości bez wydalania się z niej poza obręb trzech mil. Gdyby usiłowała uciec, będzie ukarana śmiercią. Przeznacza się dla niej pięć szylingów dziennie na mieszkanie i utrzymanie.“
— Rozkaz ten nie dotyczy mnie, gdyż jest w nim wymienione niemoje nazwisko.
— Nazwisko?! Czyż pani masz wogóle jakie nazwisko?
— Mam to, które mi nadał brat pański.
— Mylisz się pani! brat mój był drugim twym mężem, a tymczasem żyje jeszcze twój pierwszy małżonek. Wymień mi jego nazwisko, a umieszczę je zamiast nazwiska Karoliny Backson...
Milady, zaciąwszy usta, nie odpowiedziała.
— Milczysz? nie chcesz?... Wobec tego będziesz zesłana pod nazwiskiem Karoliny Backson.
Wyraz trwogi wystąpił na twarz milady, — tym razem jednak nie była to komedya, lecz istotna rozpacz na samą myśl, że oto jest już gotowy zupełnie prawomocny rozkaz, który prawdopodobnie będzie natychmiast wykonany, gdyż widocznie lord Winter przyspieszył zesłanie, i że jeszcze tego samego wieczora wsadzą ją na okręt. Wobec tego wszystkie jej nadzieje i plany rozpadały się nagle w gruzy. Rzuciwszy jednak nieznacznie okiem na dokument, dostrzegła, że nie jest jeszcze opatrzony podpisem, i to ją nieco uspokoiło.
— Tak! — odezwał się lord Winter, zauważywszy to
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/731
Ta strona została przepisana.