Nazajutrz, gdy Felton wszedł do pokoju milady, zastał ją stojącą na krześle i trzymającą w ręku sznur, spleciony z chusteczek batystowych, podartych na pasy i powiązanych końcami ze sobą. Usłyszawszy szmer otwieranych przez Feltona drzwi, milady zeskoczyła lekko z krzesła i, usiłując ukryć poza sobą ów zaimprowizowany powróz, usiadła na temże krześle.
Młodzieniec był jeszcze bledszy, aniżeli zazwyczaj; zaczerwienione oczy wskazywały, że w nocy nie spał, być może, dręczony przez gorączkę. Na czole młodego oficera widniał wyraz surowości, bardziej stanowczy, niż kiedykolwiek.
Postąpił powoli ku milady i, ujmując koniec sznura, który, bądź przez nieuwagę milady, bądź z jej rozmysłem, wymknął się jej z ręki, zapytał lodowatym głosem:
— Co to jest, proszę pani?
— To?... nic! — odpowiedziała milady, uśmiechając się tym bolejącym uśmiechem, którym umiała się tak dobrze posługiwać. — Nuda jest nieznośnym towarzyszem więźniów; aby więc zwalczyć nudę, zabawiałam się splataniem tego sznurka.
Felton spojrzał na ścianę, przy której zastał milady stojącą na krześle, i spostrzegłszy tuż nad jej głową pozłacany hak do wieszania odzieży czy też broni, zadrżał.
Milady zauważyła to drgnienie, bo choć miała spuszczone oczy, nic nie uchodziło jej uwagi.
— W jakim celu weszłaś pani na krzesło? — pytał dalej.
— Cóż to pana obchodzi? — odpowiedziała.
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/734
Ta strona została przepisana.
X.
CZWARTY DZIEŃ NIEWOLI.