nikiem syna Beliala, którego zwą lordem Winterem! Jesteś pewny, a jednak pozostawiasz mię w mocy mych nieprzyjaciół, nieprzyjaciół Anglii i nieprzyjaciół Boga! Jesteś pewny, a jednak wydajesz mię w ręce tego, który gorszy i zakaża świat swą herezyą i swemi wszeteczeństwami... w ręce tego niegodziwego Sardanapala, którego zaślepieni zwą księciem Buckinghamem, a prawowierni Antychrystem...
— Jakto? ja miałbym cię wydawać w ręce Buckinghama? ja? Co mówisz?
— Mają oczy ku patrzeniu — wołała milady, — a nie zobaczą; mają uszy ku słyszeniu, a nie usłyszą...
— Tak! — mówił Felton, przesuwając ręką po czole, zroszonem potem, jakgdyby chciał rozproszyć ostatnie wątpliwości. — Tak! rozpoznaje głos, który woła na mnie w mych snach; rozpoznaje oblicze anioła, który zjawia się noc w noc przedemną i mówi memu duchowi, nie znajdującemu w śnie wypoczynku: „Uderz, zbaw Anglie, zbaw własną dusze, bowiem umrzesz, nie przebłagawszy Pana nad Pany!“ — I po chwili dodał: — Mów, pani! mów! Teraz cię już rozumiem!
Błyskawica okrutnej radości, szybka, jak myśl, zapłonęła w oczach milady.
Lecz, chociaż błysk ten był krótki, Felton dostrzegł go i zadrżał, jakgdyby nagle rozświetliła się przed nim przepastna dusza tej kobiety.
Przypomniał sobie natychmiast przestrogi lorda Wintera o wabiących pokusach milady i dawniejsze jej próby olśnienia go z chwilą, gdy przybyła do zamku.
Cofnął się krok wtył i pochylił głowę. Lecz oczy jego nie mogły się oderwać od jej oczu, oczarowane powabem niezwykłej tej istoty.
Milady aż nadto dobrze rozumiała przyczynę tego wahania, — mimo jednak wzruszenia zachowawszy całą swą rozwagę, myślała nad tem, jak dalej zagrać swą role, zanim jeszcze Felton zdoła coś powiedzieć. Czuła to dobrze, że zabraknie jej sił do podtrzymania w dalszej rozmowie tego samego tonu podniecenia, — opuściła więc ręce, udając, iż słabość kobieca wzięła górą nad natchnionym zapałem, i rzekła:
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/738
Ta strona została przepisana.