Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/774

Ta strona została przepisana.

— Odkryto nas!
Przez chwilę nasłuchiwali.
— Nie; niema obawy — rzekł wreszcie Felton.
— A ten odgłos kroków?
— To patrol.
— Gdzie?
— Pod nami.
— Więc dostrzegą nas!
— Nie dostrzegą, bo przestało się już łyskać.
— Mogą przypadkiem trafić na koniec drabiny.
— Na szczęście, jest zakrótka o sześć stóp.
— Nadchodzą już! o Boże!
— Cicho!
Wisieli tak czas jakiś na drabinie, nie poruszając się, nie oddychając prawie, na wysokości dwudziestu stóp nad ziemią. Tymczasem patrolujący żołnierze przeszli pod niemi, śmiejąc się i gawędząc ze sobą.
Straszna to była dla obojga chwila, i dopiero, gdy słabnący odgłos kroków ucichł zupełnie, w zbiegów wstąpiła otucha.
— Jesteśmy uratowani — rzekł Felton.
Milady westchnęła i omdlała.
Gdy Felton zeszedł na ostatni szczebel i nie znalazł już oparcia pod nogami, począł opuszczać się niżej na rękach, aż wreszcie zawisnął przez chwilę na samym końcu drabiny i puścił ją, zeskakując na ziemię. Podniósłszy następnie worek z pieniędzmi, chwycił go w zęby, a milady ujął w silne swe ramiona i począł się szybko oddalać w kierunku przeciwnym patrolowi. Niebawem zboczył z drogi, zeszedł na dół po skałach i, stanąwszy na brzegu morza, zaświstał.
Odpowiedziało mu podobne hasło, a w pięć minut później z ciemności nocnych wyłoniła się na morzu barka z czterema wioślarzami i zatrzymała się w pewnej odległości od brzegu, gdyż mielizna nie pozwoliła jej podpłynąć bliżej.
Felton ze swym żywym ciężarem wszedł w wodę, która mu po pas sięgała, i skierował się ku barce.
Burza, na szczęście, ustawała, a choć morze było jeszcze niespokojne, zaś mały statek skakał po falach, jak