zwała się milady. — Słodkiego przebudzenia się. Miałam je, dzięki pani. Pozwólże zatem skorzystać mi z tej przyjemności.
I ująwszy ją za rękę, posadziła na krześle obok łóżka.
Nowicyuszka usiadła.
— Mój Boże! — westchnęła, — to prawdziwe nieszczęście! Przebywałam tutaj przez sześć miesięcy, pozbawiona wszelkiej rozrywki; teraz zaś, gdy przyjechałaś pani i gdy obecność twoja mogłaby mi się stać przyjemnem towarzystwem, prawdopodobnie wkrótce opuszczę już mury klasztorne.
— Jakto? — spytała milady, — wyjeżdżasz pani stąd niebawem?
— Mam przynajmniej nadzieję — odparła nowicyuszka z wyrazem nieukrywanej radości.
— Dowiedziałam się, że cierpiałaś pani wiele z powodu kardynała — mówiła milady. — Byłby to jeszcze jeden powód więcej do wzajemnej sympatyi...
— Więc to prawda, co mi powiedziała nasza dobra przeorysza, że jesteś pani również ofiarą tego złego klechy?
— Cicho! — zawołała milady, — nawet tutaj niebezpiecznie jest w ten sposób o nim się wyrażać. Źródłem wszystkich moich nieszczęść jest to właśnie, że mówiłam o nim tak samo, jak pani, wobec kobiety, którą uważałam za przyjaciółkę, a która mię zdradziła. Czy i pani także jesteś ofiarą zdrady?
— Nie — odparła nowicyuszka. — Jestem ofiarą poświęcenia się dla kobiety, którą kochałam i za którą oddałabym moje życie, zarówno dzisiaj, jak wtedy.
— A która zapomniała o pani? nieprawdaż?
— Byłam właśnie niesprawiedliwą i tak na razie sądziłam. Ale przed paroma dniami okazało się, że się myliłam, i dziękuję za to Bogu... Bo w tem przypuszczeniu, że zapomniała o mnie, cierpiałam bardzo. Ale pani, jak się zdaje, jesteś wolną i gdybyś chciała stąd uciec, zależałoby to tylko od ciebie samej.
— A gdzieżbym ja się mogła schronić, nie mając ani
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/807
Ta strona została przepisana.