serdeczniejszych jej przyjaciół: znam pana de Putange, znam w Anglii pana Dujart, znam pana de Tréville...
— Pana de Tréville? — zawołała nowicyuszka, — znasz pani pana de Tréville?
— Nawet bardzo dobrze.
— Kapitana muszkieterów królewskich?
— Kapitana muszkieterów.
— O! kiedy tak, to staniemy się niebawem nietylko znajomemi, ale może przyjaciółkami! Skoro znasz pana de Tréville, to zapewne bywałaś pani u niego?
— I nawet często — odpowiedziała milady, która, wszedłszy raz na drogę kłamstwa i przekonawszy się, że ono i tu popłaca, postanowiła dążyć dalej aż do celu.
— Więc spotykałaś tam pani zapewne niektórych muszkieterów?
— Wszystkich tych, których zwykle przyjmuje u siebie — odparła milady, którą rozmowa ta poczęła naprawdę zajmować.
— Niech mi pani wymieni kilka nazwisk, a przekonamy się, czy nie są to właśnie także moi znajomi.
— Znam — mówiła milady z pewnem zakłopotaniem, — znam pana de Souvigny, znam pana de Courtivron, pana de Ferussac...
Tu milady, jakby zabrakło jej nazwisk, umilkła, co widząc nowicyuszka, zapytała:
— A czy nie poznałaś tam pani pewnego szlachcica, nazwiskiem Atos?
Milady zbladła i, choć umiała panować nad sobą, nie mogła powstrzymać nerwowego drgnienia, a chwyciwszy mówiącą za rękę, przeszyła ją wzrokiem.
— Co się stało, na Boga? — zapytała trwożnie nowicyuszka — Może powiedziałam coś takiego, co panią uraziło?
— Nie, nie! Zdziwiło mię jedynie to imię. Znam tego szlachcica... Nie wiedziałam, że i pani zna go także.
— Och, tak! znam go doskonale! I nietylko jego samego, ale również jego przyjaciół: panów Portosa i Aramisa!
— Doprawdy? I ja znam ich także! — zawołała milady.
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/809
Ta strona została przepisana.