— Jakże mogę to zrozumieć, skoro nic nie wiem.
— Czyż nie rozumiesz, że pan d’Artagnan, jako mój przyjaciel, opowiedział mi o całym swym stosunku do pani?
— Doprawdy?
— Czyż więc nie pojmujesz, że wiem o wszystkiem: o porwaniu cię z małego domku w Saint-Germain, o jego rozpaczy, o zmartwieniu jego przyjaciół i o ich nadaremnych poszukiwaniach aż do tej chwili? I jakże miałam się nie zdumieć, poznawszy cię tutaj, poznawszy osobę, o której rozmawialiśmy z panem d’Artagnanem tak często, istotę, którą on kocha całą potęgą swej duszy, istotę, którą i ja pokochałam jeszcze przed osobistem poznaniem?... Ach, droga Konstancyo! odnajduję cię nareszcie! jestem przy tobie!
Milady wyciągnęła ręce do pani Bonacieux, która, mając ją jeszcze przed chwilą za rywalkę, uczuła w niej teraz szczerą i oddaną sobie przyjaciółkę.
— Och! przebacz mi! — zawołała, składając głowę na jej ramieniu. — Ale ja go tak kocham!...
I obie kobiety czas jakiś trzymały się wzajemnie w objęciach. Gdyby wszakże siły fizyczne milady dorównywały jej nienawiści, pani Bonacieux nie wyszłaby pewnie żywcem z tego uścisku. Nie mogąc jednak kochanki swego wroga zadusić, milady uśmiechała się do niej.
— Och! moja ty śliczna! moja kochana! — mówiła. Jakże się cieszę, że cię poznałam! Pozwól, niech ci się napatrzę! — I mówiąc te słowa, pożerała ją istotnie wzrokiem. — Tak, to ty! poznaję cię teraz na podstawie tego, co mi on opowiadał o tobie.
Biedna kobieta nie przypuszczała w tej chwili, jak straszne zamiary kryją się poza tem czystem czołem, poza temi błyszczącemi oczyma, w których czytała jedynie zainteresowanie i współczucie dla siebie.
— Wiesz zatem, co wycierpiałam — mówiła pani Bonacieux, — i mówił ci także zapewne o moich cierpieniach. Ale nawet cierpienie dla niego jest mi szczęściem!
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/811
Ta strona została przepisana.