— Tak, szczęściem — odpowiedziała mi lady, myśląc o czem innem.
— Ale nareszcie — rzekła z westchnieniem pani Bonacieux — niedola moja dobiega kresu; jutro, a może jeszcze dzisiaj wieczorem zobaczę go, i zakończą się moje cierpienia.
— Dzisiaj wieczorem lub jutro? — zawołała milady, zbudzona temi słowami ze zbrodniczych swych marzeń. — Co mówisz? oczekujesz więc jakichś wieści od niego?
— Oczekuję jego samego.
— Jego? Czyż ma on przybyć tutaj?
— Tak, dziś lub jutro przyjedzie tutaj.
— Ależ to niemożliwe! D’Artagnan znajduje się w tej chwili w obozie pod Rochellą razem z kardynałem i dopiero po zdobyciu tej twierdzy będzie mógł rozporządzać sobą.
— Takby należało sądzić. Ale dla d’Artagnana, dla tego zacnego i prawego rycerza, nie istnieją niepodobieństwa.
— Nie mogę w to uwierzyć!
— A więc czytaj! — zawołała z dumą i radością nieszczęsna młoda kobieta, pokazując milady jakiś list.
— Pismo pani de Chevreuse! — szepnęła do siebie milady. — Ach! byłem niemal pewna tych stosunków!
I czytała chciwie następujące słowa:
Nasz sympatyczny Gaskończyk okazał się dzielnym i wiernym, jak zawsze. Powiedz mu, że zasłużył sobie na wdzięczność za ostrzeżenie, jakiego mi udzielił.“
— Tak! — rzekła milady, — list jest zupełnie jasny. Czy wiesz może, jakie to było ostrzeżenie?
— Nie. Nie wątpię jednak, że ostrzegł królowę o jakiejś nowej intrydze kardynała.
— Tak, to najpewniej — rzekła milady, oddając list