Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/827

Ta strona została przepisana.

— Mam jego listy — odpowiedziała pani Bonacieux.
— A wiec zabierz je i wracaj do mnie. Zjemy coś naprędce, bo może trzeba będzie jechać późno w noc, i nie zawadzi pokrzepić siły.
— Boże wielki! — rzekła pani Bonacieux, kładąc rękę na piersi, — serce bije mi tak gwałtownie, że nie mogę postąpić kroku.
— Odwagi! odwagi! Pomyśl tylko, że za kwadrans będziesz wolna! pomyśl, że wszystko to robisz dla niego!
— Och, tak! dla niego! Ta jedna myśl dodaje mi siły. Za chwile wrócą.
Gdy pani Bonacieux poszła do siebie, milady skoczyła szybko do swego pokoju, a zastawszy tam już służącego Rocheforta, wydała mu odpowiednie rozkazy. Miał czekać przed bramą. Gdyby przypadkiem pojawili się muszkieterowie, miał popędzić konie, objechać klasztor dookoła i oczekiwać na milady w małej wiosce po drugiej stronie lasku, dokąd milady dostałaby się pieszo, przebiegłszy przez ogród klasztorny. Jeżeliby jednak muszkieterowie nie nadjechali, wszystko miało się odbyć wedle pierwotnego planu: pani Bonacieux wejdzie do powozu pod pozorem pożegnania się z nią i wówczas zostanie porwana.
Ostatnie te polecenia służącemu wydawała milady w chwili, gdy pani Bonacieux weszła do jej pokoiu. Zadała mu też kilka pytań, dotyczących powozu. Była to kareta, zaprzężona w trzy konie, z pocztylionem na koźle; służący Rocheforta miał jechać konno przodem, jako kuryer. A pytania te i polecenia w obecności pani Bonacieux miały również na celu odwrócenie wszelkich jej podejrzeń, których jednak milady wcale niepotrzebnie obawiała się, gdyż pani Bonacieux nazbyt była prawa, by podejrzywać kogoś o tak niesłychaną przewrotność; zresztą nazwisko hrabiny Winter, zasłyszane z ust przełożonej, było jej najzupełniej nieznane, i nie przypuszczała, by ta kobieta zdolna była jakiś wpływ wywrzeć na jej życie.
— Jak widzisz, wszystko gotowe — rzekła milady, skoro służący wyszedł z pokoju. — Przeorysza nie do-