jeźdźców; jeden z nich wyprzedzał innych o dwie długości konia.
Milady wydała stłumiony okrzyk: w przodującym jeźdźcu poznała d’Artagnana.
— Och! Boże mój! Boże! — wołała pani Bonacieux. — I cóż? kto jedzie?
— Mundury gwardyi pana kardynała! Mierna ani chwili do stracenia! — krzyknęła milady. — Uciekajmy!
— Tak! uciekajmy! — powtórzyła pani Bonacieux.
Ale przestrach tak ją przykuł do miejsca, że nie mogła postąpić ani kroku; nogi uginały się pod nią.
— Chodź! chodź! — krzyczała milady, usiłując pociągnąć młodą kobietę za ramię. — Możemy jeszcze uciec przez ogród; mam klucz. Ale spieszmy się, bo za pięć minut będzie już zapóźno!
Pani Bonacieux postąpiła dwa kroki i upadła na kolana.
Milady usiłowała ją podnieść, chcąc wynieść ją na rękach, lecz nie mogła poradzić.
W tej chwili rozległ się turkot powozu, i jednocześnie huknęły dwa czy trzy strzały.
— Po raz ostatni cię pytam, czy chcesz iść ze mną? — wołała milady.
— Och, Boże! mój Boże! Widzisz przecie, że brak mi sił, że nie mogę postąpić kroku... Uciekaj sama.
— Ja miałabym uciec sama?! zostawić cię tutaj? Nie! nigdy! — wołała milady.
Nagle wyprostowała się, i groźny błysk rozświetlił jej oczy; podbiegła do stołu i, niepostrzeżenie wsypawszy w kieliszek pani Bonacieux ze swego pierścienia różowe ziarnko, które rozpuściło się natychmiast, ujęła pewną ręką kieliszek i rzekła do nieszczęsnej pani Bonacieux:
— Pij! to wino doda ci sił!
Przytknęła kieliszek do ust młodej kobiety, która odruchowo go wypiła.
— Och! nie w ten sposób zamierzałam się zemścić! — rzekła milady z piekielnym uśmiechem, stawiając kieliszek na stole. — Ale trudno! trzeba czynić to, co można...
I rzekłszy to, wybiegła z pokoju.
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/829
Ta strona została przepisana.