Portos i Aramis spojrzeli na siebie, nie pojmując tej pewności Atosa, lord Winter zaś przypuszczał, że zapewnienie to ma na celu złagodzenie boleści d’Artagnana.
— A teraz, panowie — rzekł Atos, skoro się upewnił, że w gospodzie jest pięć wolnych pokoi, — pozostawmy d’Artagnana w samotności i spokoju; niech wypłacze swój smutek i niech się snem zasili. Co do reszty, możecie być spokojni; odpowiadam za wszystko.
— Zdaje mi się jednak — ozwał się lord Winter, — że, skoro mamy coś przedsiębrać przeciwko hrabinie, należy to przedewszystkiem do mnie, gdyż jest ona moją bratową.
— Raczej do mnie — odparł Atos, — jest bowiem moją żoną.
Lord Winter popatrzył na Atosa takim wzrokiem, jakby go posądzał o utratę zmysłów, Portos zaś i Aramis spojrzeli po sobie, przejęci grozą spokoju, z jakim przyjaciel ich wyznał tę tajemnicę wobec barona, — tylko d’Artagnan uśmiechnął się, zrozumiawszy, iż Atos musi być pewny swej pomsty, skoro tę tajemnicę wyjawił.
— Idźcie tedy, panowie, każdy do swego pokoju — dodał Atos — i pozwólcie mi działać; jako mąż, mam niezaprzeczone prawo do porachunku z tą kobietą. D’Artagnanie, jeżeli nie zgubiłeś jeszcze, daj mi ten papier, który wypadł z kapelusza twego tajemniczego nieznajomego; wypisana jest tam nazwa jakiejś miejscowości...
— Ach! pojmuję — rzekł d’Artagnan; — ta nazwa wypisana została jej ręką...
— Tak jest — oświadczył Atos. — To dowód, że Bóg jest na niebie!