Dowiedziawszy się tyle, nie potrzebował Planchet pytać o nic więcej. Pospieszył na umówione miejsce spotkania, zastał tam już trzech swych towarzyszów na stanowisku, umieścił ich na straży przy wszystkich wyjściach z oberży i popędził do Béthune.
Planchet kończył właśnie zdawać sprawę przed Atosem ze swej wycieczki, gdy do pokoju weszli d’Artagnan, Aramis i Portos. Na twarzach ich malował się smutek, i nawet słodkie oblicze Aramisa zmieniło się przez jakiś ostry wyraz boleści.
— Co czynić? — zapytał d’Artagnan.
— Czekać — odparł Atos.
W najwyższem przygnębieniu rozeszli się znów muszkieterowie do swych pokoi.
O godzinie ósmej wieczorem kazał Atos osiodłać konie i zawiadomił lorda Wintera oraz swych przyjaciół, że trzeba ruszyć w drogę.
W chwilę później wszyscy byli gotowi i, obejrzawszy nabitą broń, wychodzili z gospody. Atos wyszedł ostatni i przed oberżą zastał d’Artagnana już na koniu, naglącego do odjazdu.
— Cierpliwości! — rzekł widząc to Atos. — Brak tu jeszcze kogoś w naszem gronie...
Towarzysze rozejrzeli się ze zdumieniem dokoła i pytający wzrok zatrzymali wreszcie na Atosie.
W tejże chwili Planchet przyprowadził Atosowi konia, i muszkieter lekko wskoczył na siodło.
— Zaczekajcie tu jeszcze na mnie — rzekł; — zaraz wrócę.
I ruszył z kopyta.
W kwadrans później wrócił istotnie, lecz nie sam; towarzyszył mu konno jakiś człowiek w masce na twarzy, owinięty wielkim czerwonym płaszczem.
Lord Winter i trzej muszkieterowie pytająco spojrzeli po sobie, zaciekawieni osobistością człowieka w czerwonym płaszczu, lecz objaśnić ich co do tego mógł jedynie Atos. Że jednak Atos milczał, więc, uznawszy to jego milczenie za konieczność, pozostawili wyjaśnienie tej zagadki dalszemu biegowi rzeczy.
O godzinie dziewiątej mały orszak, prowadzony przez
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/841
Ta strona została przepisana.