Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/843

Ta strona została przepisana.
XVIII.
SĄD.

Moc była ciemna, i miało się ku burzy; ciężkie chmury pokryły niebo, gasząc błyski gwiazd, a księżyc miał zejść dopiero o północy.
Chwilami błyskawice rozświetlały horyzont, i w świetle ich widać było bielejący, opustoszały gościniec, poczem wszystko tonęło znowu w ciemnościach.
Atos przywoływał ustawicznie d’Artagnana, wysuwającego się na czoło małej kawalkaty, aby powracał do szeregu; on jednak, zadumany, po niedługiej chwili znowu wysuwał się naprzód. Opanowała go gorączka pośpiechu, i o niczem innem nie myślał, tylko, żeby prędzej stanąć u celu, choć celu tego nie był świadomy.
Przejechali w milczeniu przez wioskę Festubert, gdzie pozostał był raniony służący milady, — przecięli las Richebourg, a gdy przybyli do Herlier, Planchet, prowadzący kawalkatę, zawrócił nalewo.
Kilkakrotnie bądź lord Winter, bądź Portos, bądź Aramis usiłowali nawiązać rozmowę z człowiekiem w czerwonym płaszczu, ale na każde zadawane mu pytanie odpowiadał on jedynie skinieniem głowy. Po kilku takich próbach wszczęcia rozmowy z tajemniczym tym towarzyszem drogi stało się im wreszcie jasnem, że istnieje jakiś ważny powód, dla którego nieznajomy zachowuje milczenie, i przestali go nagabywać.
W dodatku burza zaczynała się już nadobre; błyskawice coraz częściej rozjaśniały niebo, i poczęły się odzywać grzmoty, a wicher, zwiastun huraganu, targał pióra i włosy jeźdźców.
Kawalkata, przyspieszając biegu, popędziła cwałem.