„Oto zbrodnia, o jaką obwiniam tę kobietę! i oto przyczyna, dla której ją napiętnowałem.“
Skończył, a obecni z odrazą spoglądali na osłupiałą milady, która stała nieruchomo, przyparta do muru.
— Panie d’Artagnanie! — odezwał się wreszcie Atos, — jakiej kary żądasz dla tej kobiety?
— Kary śmierci — odpowiedział d’Artagnan.
— Lordzie Winterze! — pytał dalej Atos, — jakiej kary domagasz się pan dla tej kobiety?
— Kary śmierci — odparł lord Winter.
— Panowie Portosie i Aramisie! — zwrócił się do przyjaciół Atos, — wy, którzy jesteście sędziami, jaką karę przeznaczacie tej kobiecie?
— Karę śmierci — odpowiedzieli obaj ponuro.
Milady ze strasznym jękiem postąpiła ku swym sędziom i rzuciła się przed nimi na kolana.
Atos powstrzymał ją ręką.
— Karolino Backson, hrabino De la Fère, milady Winter! — rzekł. — Zbrodnie twoje sprzykrzyły się ludziom na ziemi i Bogu na niebie. Jeżeli znasz jakieś modlitwy, pomódl się, zanim umrzesz.
Usłyszawszy te słowa, nie pozostawiające już żadnej nadziei, milady wyprostowała się i chciała przemówić, — ale zabrakło jej siły, i poczuła potężną dłoń, która chwyciła ją za włosy i pociągnęła ku sobie nieubłaganie, jak przeznaczenie. Zerwawszy się z ziemi, nie próbowała już milady oporu i wyszła z chaty, prowadzona przez człowieka w czerwonym płaszczu.
Lord Winter, d’Artagnan, Atos, Portos i Aramis wyszli za nią; służący towarzyszyli swoim panom. Izba pozostała pustą, z wyłamanem oknem, z otwartemi drzwiami i lampą kopcącą na stole.