Dochodziła północ. Księżyc, wyszczerbiony ostatnią kwadrą, wschodził na wolnym od chmur skrawku horyzontu poza małem miasteczkiem Armentières, oświecając bladym blaskiem ciemne sylwety domów miasteczka i wysoką dzwonnicę z ażurowym szczytem. Przepływająca tuż pod miasteczkiem rzeka Lys toczyła swe wody, podobne do strumienia roztopionej cyny. Na drugim brzegu widać było czarny las drzew, wyciągających swe konary ku miedzianej barwy chmurom, z boku przez księżyc oświetlonym, co sprawiało wrażenie, jakby je wśród nocy świt oblewał. Po lewej stronie, w ruinach starego, opuszczonego młyna z nieruchomemi skrzydłami, odzywał się złowrogi głos puszczyka. Tu i ówdzie na równinie, po lewej i prawej stronie drogi, którą posuwał się smutny nasz orszak, wznosiły się drzewa, nizkie i niekształtne, jakby potworne karły, które przysiadły do ziemi, czając się na ludzi, podróżujących o tej późnej godzinie. Kiedy-niekiedy spóźniona błyskawica rozświecała cały horyzont, rysując wężem niebo ponad czarnym lasem i, jakby straszliwy miecz, przecinając je na dwie połowy. Najlżejszy powiew wiatru nie poruszał atmosfery, i grobowa cisza przygniatała całą przyrodę. Ziemia była wilgotna i oślizgła po deszczu, a orzeźwione burzą trawy i zioła na łąkach wydawały odurzający zapach.
Dwaj służący prowadzali milady, trzymając ją pod ramiona; kat postępował tuż za nią; dalej szli lord Winter, d’Artagnan, Atos, Portos i Aramis; Planchet i Bazin zamykali pochód.
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/852
Ta strona została przepisana.
XIV.
WYKONANIE WYROKU.