Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/90

Ta strona została przepisana.

w ten sposób, aby zachował w tajemnicy istotną przyczynę pojedynku.
Atos dojrzał znowu nieznaczny uśmieszek na ustach d’Artagnana.
— Doprawdy? — zapytał Atos.
— Nie mogliśmy się pogodzić co do jednego ustępu z dzieł świętego Augustyna — oświadczył Gaskończyk.
— Jest to niewątpliwie sprytny młodzieniec — mruknął Atos.
— A teraz, skoro zebraliście się panowie — odezwał się d’Artagnan, — pozwólcie, że wytłómaczę się przed wami.
Na dźwięk tego słowa „wytłómaczę“ po czole Atosa przemknęła chmura, pogardliwy uśmiech pojawił się na ustach Portosa, a przeczące skinienie było odpowiedzią Aramisa.
— Nie zrozumieliście mnie, panowie — oświadczył d’Artagnan, podnosząc głowę, na którą padł w tej chwili promień słońca, złocąc jej rysy szlachetne i dumne; — pragnę wytłómaczyć się przed wami na wypadek, gdybym nie mógł spłacić mojego długu wobec wszystkich trzech. Albowiem pan Atos ma pierwszeństwo w zabiciu mnie, co już odbiera dużo wartości pańskiemu zamiarowi, panie Portosie, a niweczy prawie postanowienie pańskie, panie Aramisie. A teraz, panowie, powtarzam, wybaczcie mi, ale wybaczcie to jedynie, i... do broni!
Powiedziawszy to, d’Artagnan dobył szpady najbardziej rycerskim ruchem.
Krew uderzyła mu do głowy i w tej chwili byłby gotów dobyć oręża przeciwko wszystkim choćby muszkieterom całego królestwa z tą samą odwagą, jak przeciwko Atosowi, Portosowi i Aramisowi.
Było właśnie kwadrans po dwunastej. Słońce stało w zenicie, a żar jego prażył zewsząd miejsce, wybrane na widownię pojedynku.
— Zaczyna być gorąco — rzekł Atos, dobywając również szpady. — Tymczasem nie chciałbym zdejmować kaftana, czuję bowiem w tej chwili, że moja rana krwawi na nowo; a byłoby mi przykro pokazywać panu krew, nie przez niego wylaną.