Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/102

Ta strona została przepisana.

mie a co się tyczy mnie, to muszę przyznać się, że czekałem jej nadejscia nie bez ciekawości. Lubię widzieć kraj w jego stanie naturalnym, ponieważ tylko w tej porze uwydatnia się jego istotny charakter... Kto zaś pragnie widzieć lato w Petersburgu, a w Neapolu zimę — ten niech najlepiej zostanie we Francji, ponieważ ani tego, ani tamtego w nich nie zobaczy...
Wielki księże Konstanty wrócił z Warszawy nie wykrywszy tego spisku, dla którego przybył do Petersburga, a cesarz Aleksander, przejęty tym spiskiem, bardziej smutnym niż zazwyczaj, opuścił swój pałac w Carskiem Siole, którego drzewa już zasłały liśćmi ziemię.
Minęły gorące dni i białe noce. Nie było już więcej jasno-błękitnego nieba. Newa nie toczyła więcej swych siwych wód i nie było już na niej widać lodzi z kobietami i kwiatami. Nie było słychać smętnej muzyki.
Zapragnąłem jeszcze raz ujrzeć te czarujące wyspy na Newie, pokryte w czasie mego przybycia bujną roślinnością, i najrozmaitszem kwieciem, lecz — niestety, nie było już teraz tam kwiatów. Wałęsałem się po tych wyspach, poszukując pałaców, lecz ujrzałem jeno same osłonięte mgłą łodzie, barki, koło których brzozy smętnie chwiały swemi obnażonemi gałęziami. Mieszkańcy tych wysp również wszyscy powynosili się do Petersburga.
Poszedłem za radą, daną mi przy table d’hotel po moim przyjeździe do stolicy przez mego ziomka, lyończyka i, włożywszy na siebie nabyte u niego futro, jąłem biegać z jednego końca miasta na drugi z lekcjami. Lekcje te, zresztą, mijały mowach, niż na ćwiczeniach szermierskich. Bowiem pan generał Gorgoli, wyszedłszy do emerytury po wysłużeniu 13 lat jako komendant Petersburga, po ja-