Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/103

Ta strona została przepisana.

kiejś scysji z generałem Miłoradowiczem, gubernatorem stolicy — czuł stale potrzebę wytchnięcia po swej ciężkiej a odpowiedzialnej służbie.
Nieraz zatrzymywał mnie na całe godziny, wypytując po przyjacielsku o Francję i o moje sprawy. Inny znów uczeń, hrabia Bobrinskij, traktujący mnie bardzo życzliwie, bezustanku robił mi różne prezenty, a raz nawet podarował wspaniałą turecką szablę. Co się tyczy hrabiego Aleksego Annienkowa, to też i nadal pozostał mym najłaskawszym protektorem, cóż, kiedy widywałem go tylko bradzo rzadko, ponieważ był stale zajęty swemi przyjaciółmi to w Petersburgu, to w Moskwie. Pomimo, że odległość pomiędzy obiema stolicami jest bardzo wielką, hrabia Aleksy najczęściej spędzał czas w drodze to do jednego z tych miast, to do drugiego.
Rosjanin, jak wiadomo, jest to człowiek, stanowiący dziwną mieszaninę kontrastów: łagodny z charakteru, bardzo łatwo staje się pastwą tęsknoty i znudzenia.
Widywałem go, od czasu do czasu, u Luizy. Moja biedna współrodaczka stawała się z każdym dniem, jak to zauważyłem, smutniejszą i smutniejszą. Gdy była sama jedna, pytałem ją o powód tego smutku, który przypisywałem jej zazdrości. Ale, gdy, raz wymieniłem w rozmowie z nią słowo zazdrość Luiza zaprzeczyła ruchem głowy, i jęła mówić o Aleksym z takim zaufaniem do niego, że wyrzekłem sie tej myśli...
Powiedziałem już, że mówiła mi ona o jakiejś stałej tęsknocie Aleksego, który skłonił go do przystąpienia do spisku, o którym teraz właśnie krążyły głuche wersje po Petersburgu, aczkolwiek nikt nie wiedział, kto bierze w nim udział i przeciwko komu spisek jest skierowany.