Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/125

Ta strona została przepisana.

Miś schwycił i ten krążek i zgiął go zębami... Aby go jeszcze bardziej rozjuszyć — hrabia Aleksy rzucił mu trzeci krążek. Ale tym razem, niedźwiedź jakby zrozumiał, że nie warto zawracać sobie głowę jakimś tam krążkiem blaszanym, zwrócił głowę w stronę hrabiego i ryknąwszy, straszliwie, — zrobił w kierunku hrabiego kilka kroków, tak że dzielił ich dystans około dziesięciu kroków. W tymże momencie hrabia zagwizdał przeraźliwie a zwierz raptem stanął na tylnych łapach. Na to, właśnie czekał hrabia: rzucił się bezzwłocznie na niedźwiedzia, który wysunął obie przednie łapy, by go schwycić, ale za nim się zbliżył — ryknął straszliwie, zachwiał się i runął nieżywy.
Kindżał przebił mu serce.
Rzuciłem się ku hrabiemu, pytając, czy nie odniósł rany, lecz ujrzałem go zupełnie spokojnym, jakgdyby nigdy nic się nie stało. Mogłem był się tylko dziwić takiemu męstwu. Trząsłem się cały, mimo iż byłem tylko widzem tego „pojedynku”.
— Widzi pan teraz, jak to się odbywa, — rzekł mi hrabia, — nie jest to taka trudna sprawa! Niech pan będzie łaskaw pomoże mi przewrócić niedźwiedzia, aby mógł pan widzieć, gdzie mianowicie należy zadać cios.
Obróciliśmy go z trudem, ponieważ był to ogromny niedźwiedzisko. W piersi mu sterczał kindżał, wbity aż po rękojeść... Hrabia wyciągnął go i dwa czy trzy razy otarł o śnieg, by zetrzeć krew. W tejże chwili usłyszeliśmy nowe krzyki i ujrzeliśmy, jak myśliwy, który stoi za Naryszkinem rozprawia się z niedźwiedziem: walka tu trwała nieco dłużej, lecz niedźwiedź też został zabity.
Te dwie wiktorje, które przed chwilą ujrzałem, prawiły mnie w zachwyt. Zniknęły naraz ostatnie