Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/156

Ta strona została przepisana.

— Za mną! — rzekł, idąc na czele.
Nic nie rozumiejąc, więźniowie ruszyli za nim. Zbliżywszy się do komnaty, gdzie zgromadzeni, Pahlen rozdał wszystkim więźniom szable i rzekł:
— Zbrójcie się!
Więźniowie, wciąż jeszcze nie wiedząc o co chodzi, usłuchali rozkazu, ale już poczynali domyślać się, że będą aktorami czegoś tyleż dziwnego, co i niespodziewanego. Pahlen otworzył przed nimi drzwi od pokoju, w którym oczekiwali spiskowcy i — nagle więźniowie ujrzeli wśród nich swych znajomych, którzy z kielichami wina w rękach, jęli wołać: „Niech żyje Aleksander!” Więźniowie, którzy cudem tylko wydarci zostali turmie, i którzy uważali się za na zawsze oderwanych od swych przyjaciół — z krzykiem radości rzucili się do sali, gdzie odbywała się uczta. W kilku słowach opowiedziano im wszystko, co miało zajść. Wszyscy więźniowie tchnęli żądzą pomsty za poniżenie, którego dziś doznali. Plan carobójstwa przyjęty został przez wszystkich z uznaniem, i nikt z obecnych nie odmówił swego udziału w akcji, która miała być wykonana.
O godzinie jedenastej w nocy spiskowcy w liczbie około 50, wyszli z mieszkania hrabiego Golicyna i otuliwszy się dłęboko w szynele — skierowali małemi grupami ku pałacowi Michajłowskiemu. Na czele spiskowców stali: hrabia Beningsen, hrabia Platon-Zubow, były faworyt nierządnej Katarzyny, Pahlen, gubernator petersburski, Depreradowicz, dowódca pułku Semionowskiego, Argamakow, adjutant carski, książę Jaszwil, generał-major artylerji, książę Golicyn, komendant gwardji pułku Preobrażeńskiego, i wreszcie książę Wiaziemski.
Spiskowcy weszli do parku, okalającego Pałac Michajłowski, ale w tymże momencie, gdy szli aleją