Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/31

Ta strona została przepisana.

zwyczajem pieszo po mieście, został zaskoczony przez deszcz. Wziął tedy izwoszczyka i polecił mu jechać do Pałacu Zimowego. Przybywszy na miejsce, jął szperać po kieszeniach, lecz nie znalazł ani kopiejki.
Wtedy zwrócił się do izwoszczyka:
— Poczekaj chwilę, zaraz ci wyślę pieniądze.
— Oho, tak nie będzie! — odparł dorożkarz, — to są żarty...
— Co takiego? — spytał car zdziwiony.
— A tak.
— O co ci chodzi?
— Bo tu, proszę pana, jest kilka wyjść. Małoż to razy przywoziłem tutaj różnych panów, a ci wychodzili innemi wyjściami, i nigdy mi nic nie dali.
— Ach tak... lecz przecież jest to moja siedziba — Pałac Zimowy!
— To racja, tylko że wielcy panowie, jak widać, mają krótką pamięć...
— Dlaczegóż więc nie skarżyłeś się na tych oszustów ? — rzekł car Aleksander, którego ta scena wielce ubawiła.
— Ech, panie, coż my tam możemy poradzić z jaśnie panami! Z takimi jak ja — (tu wskazał na swoją brodę) to owszem, poradzić sobie można, ale z panami, którzy są zawsze ogoleni, to już niema rady! Niech już tam jaśnie pan poszuka raczej w swych kieszeniach... Może się tam znajdzie jaka grosina.
— Skoro tak, — rzekł car Aleksander, zdejmując palto, — to masz tu moje palto na zastaw. Człowiek wyniesie ci pieniądze, a ty mu oddasz to palto.
— Racja fizyka, wasza jasności, to mi się podoba!
W kilka minut petem lokaj wyniósł izwoszczy-