Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/38

Ta strona została przepisana.

pełnej gracji, którą mógłby artysta śmiało wybrać do jej portretu, — mógłbym wyobrazić sobie, że jestem w buduarze jakiej eleganckiej arystokratycznej mieszkanki przedmieścia Saint-Germain w Paryżu, lecz nigdy w jednym z tylnych pokoików magazynu mód.
— A zatem, czem pan jest tak przejęty? —zapytała Luiza, która skończyła właśnie czytanie listu, i zdziwiona była nielada tem, że przyglądam się jej badawczo.
— Patrzę na panią i myślę.
— O czem?
— Myślę, że gdyby mademoizelle Róża zamiast tak heroicznie trwać w wierności dla pana Augusta została nagle, jakąś nadprzyrodzoną mocą, przeniesiona do tego cudnego buduaru, i gdyby ujrzała panią w tej chwili tak, jak ja ją widzę, to nie tylko rzuciłaby się w pani ramiona, ale poprostu padłaby na kolana przekonana, że znajduje się przed królową!
— Pański komplement jest nadzwyczajny, — odparła śmiejąc się Luiza. — W słowach pańskich to tylko jest prawdą, że ja rzeczywiście zmieniłam się. O, tak, bardzo się zmieniłam, — dodała z westchnieniem.
Do pokoju weszła młoda panienka z magazynu.
— Madame, — rzekła — gosudarynia pragnie mieć taki sam kapelusz, jaki pani zrobiła księżnej Dołgorukowej.
Zatem sama gosudarynia jest tutaj?
— Tak.
— Proszę ją zaprosić do salonu. W tej chwili będę.
Panienka wyszła.
— Róża ma rację, — rzekła Luiza, — jestem tylko biedna modystką! Ale jeśli pan zechce ujrzeć