Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/39

Ta strona została przepisana.

rzeczywistą przemianę, to niech pan uchyli rąbek tej kotary i patrzy przez te szklanne drzwi...
Z temi słowy wyszła do salonu, pozostawiając mnie samego. Skorzystałem z pozwolenia, i, uchyliwszy ostrożnie rąbka kotary, wlepiłem oczy w szkło.
Ta, którą nazywano „gosudarynią”, była młodą piękną kobietą dwudziestodwu—trzyletnią, o wschodnich rysach twarzy: szyję, uszy, i ręce miała w brylantach. Wspartą była o rękę jednej ze swych sług... Zatrzymała się koło kanapy, dając znak Luizie, by się zbliżyła. W łamanym francuskim języku kazała jej pokazać sobie najpiękniejsze i najdroższe kapelusze.
Luiza czemprędzej podała jej najpiękniejsze kapelusze, gosudarinia jęła je przymierzać jeden po drugim, przez cały czas patrząc w zwierciadło, które trzymała przed nią towarzysząca jej dziewczyna, ale pokazało się, że ze wszystkich kapeluszy ani jeden się jej nie spodobał, ponieważ nie było ani jednego takiego samego, jaki zrobiono dla księżny Dołgorukowej...
Wówczas Luiza oświadczyła, że wykona dla gosudaryni zupełnie taki sam.
Wówczas „gosudarynia” zażądała, aby nowy kapelusz został zrobiony na jutro rano! Luiza przyrzekła, mimo że, by go wykonać, trzeba było przez całą noc pracować.
— „Gosudarynia” wyszła, wsparta na ramieniu, towarzyszącej jej służącej.
— No, jakże? — zwróciła się do mnie Luiza, śmiejąc się. — Co pan powie o tej kobiece?
— Powiem, że jest bardzo piękną.
— Nie o to pytam. Ale co pan sądzi, kim jest ona?
— Gdybym ją ujrzał w Paryżu, z jej dziwnemi manierami, z aspiracjami do robienia ze siebie jakiejś