Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/58

Ta strona została przepisana.

do tajnego stowarzyszenia, którego cele wymierzone są przeciwko carowi.
— O, Boże! — zawołałam przerażona, — ale spodziewam się, że pan odmówił?
— Pisałem już pani, że decyzja moja zależeć będzie od odpowiedzi pani. Gdyby mnie pani kochała, to życie moje należałoby nie do mnie, a do pani, i nie miałbym wówczas prawa rozporządzać się niem. Ale skoro mnie pani nie odpowiadała na listy, stwierdzając tem, że nie kocha mnie pani — to, czyleż to nie wszystko jedno, co stanie się dalej ze mną? Stowarzyszenie tajne — to niejako rozrywka. Jeśli nasz spisek zostanie wykryty, będziemy musieli zginąć na szafocie. Nieraz już myślałem o zamachu samobójczym, to też w tym wypadku nie musiałbym go sam na sobie wykonać.
— O, mój Boże! Czy pan naprawdę mówi to, o czem pan myślał?
— Mówię pani, Luizo, najczystszą prawdę. Niech pani patrzy, rzeki, biorąc z małego stołu zapieczętowaną kopertę, — nie mogłem przecież przewidzieć, że spotkam panią dzisiaj! Nie wiedziałem nawet, czy wogóle ujrzę panią jeszcze kiedykolwiek. Proszę, niech pani czyta!
— Pańska ostatnia wola!
— Tak. Zrobiłem testament jeszcze w Moskwie, nazajutrz po wstąpieniu do tajnego stowarzyszenia.
— O, mój Boże! Pan zapisuje mi trzydzieści tysięcy rubli rocznego dochodu!
— Jeśli nawet nie kochała mnie pani życie, za to pragnąłem ten, aby zachowała pani o mnie dobre wspomnienie przynajmniej po mojej śmierci.
— Ale co się stało z tym spiskiem, z myślami o samobójstwie? Czy wyrzekł się pan z tego wszystkiego?