Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/69

Ta strona została przepisana.

Po dwuch godzinach jazdy wspaniałą drogą, po lewej stronie zamkniętemi domkami, a po prawej mającą równinę, sięgającą prawie do samej Zatoki Fińskiej — przybyliśmy do Strelny.
Około poczty na ulicy Wielkiej skręciliśmy na prawo, a w kilka minut potem znalazłem się przed pałacem Wielkiego księcia. Warta nie chciała mnie przepuścić, ale gdy pokazałem jej list — przepuszono mnie.
Minąłem taras i znalazłem się w przedpokoju.
Poproszono mnie, abym poczekał chwilę w pokoju, którego okna wychodziły na śliczny ogród. Oficer zabrał mój list. W chwilę potem, wrócił i poprosił mnie, abym udał się za nim.
Wielki książę Konstanty stał oparty plecami o napalony piec, ponieważ powietrze na dworze było dość ostre, mimo iż był to dopiero początek września. Dyktował jakąś depeszę adjutantowi, który siedział koło niego. Nie oczekiwałem wcale, że zostanę tak prędko przyjęty, przeto zatrzymałem się na progu.
Zaledwie drzwi zamknęły się za mną, gdy wielki książę, rzuciwszy na mnie swój przenikliwy wzrok, nie zmieniając pozy, zapytał:
— Skąd jesteś pan rodem?
— Z Francji, Wasza Wysokości.
— Ile pan ma lat?
— Dwadzieścia sześć.
— Nazwisko?
— S...
— A więc to pan chcesz otrzymać posadę mistrza szermierki w jednym z pułków Jego Cesarskiej Mości, mego brata?
— Jest to przedmiotem najgorętszego mego życzenia!