Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/74

Ta strona została przepisana.

— No co, czy pan już gotów?
I puścił konia galopem, trzymając pikę wymierzoną wprost we mnie. Zdołałem odskoczyć na bok, tak że pika mnie nie dotknęła.
Wielki książę zawołał:
— C’est bien, c’est bien! Recommençons! (Świetnie, świetnie, jeszcze raz!)
I nie dając mi oprzytomnieć, wykonał jeszcze raz ten sam manewr, tylko że jeszcze energiczniej, niż za pierwszym razem...
I teraz miałem się na baczności, nie upuszczając ani jednej sekundy z jego ruchów: to też znowu przebiegł koło mnie, nie zadrasnąwszy mnie piką, ponieważ w odpowiedniej chwili znowu odskoczyłem na bok!
Wielki książę aż poczerwieniał ze wzruszenia. Nagle wpadł w hazard, postanawiając za wszelką cenę zostać zwycięzcą.
Zawrócił tedy z koniem i szykował się po raz trzeci napaść mnie i przeszyć piką. A!e tym razem postanowiłem skończyć z żartem, który, mem zdaniem, przeciągnął się zbyt długo...
Przeto w momencie, gdy Konstanty dopadł mnie i zamierzał zadać mi cios piką, ja, zamiast odskoczyć, walnąłem z całejsiły szablą w drzewco piki, rozcinając je na pół. A równocześnie przypadłem do wielkiego księcia, który zeskoczył z konia i przystawiłem mu ostrze swej szabli do piersi.
Adjutant księcia aż krzyknął, sądząc, że zamierzam przeszyć wielkiego księcia. To samo, jak się zdaje, myślał i Konstanty, ponieważ zbladł naraz niesłychanie.
Ale ja natychmiast odskoczyłem na bok i, składając głęboki ukłon, oświadczyłem:
— Oto czego mogę nauczyć żołnierzy Waszej