łów i padli przed nią na twarze, zgodnie z ceremonjałem chińskim, poczem jęli deklamować poezje. Ci czterej mandaryni byli to: książę de Ligne, hrabia de Ségur, hrabia de Cobentzel oraz książę Potemkin.
Z tego miejsca udałem się na obejrzenie lam, zwierząt podobnych do wielbłądów, zamieszkałych w Kordyljerach a przysłanych tu przez wicekróla Meksyku w prezencie cesarzowi Aleksandrowi. Z dziewięciu egzemplarzy, pięć nie zniosło klimatu północy i przeniosło się na tamten świat, cztery zaś pozostałe przy życiu, wydały liczne potomstwo, które prawdopodobnie dobrze się tu zaaklimatyzowało.
O kilka stąd kroków, w ogrodzie w stylu francuskim, zbudowany został nieduży pałacyk z jadalnią, w której znajduje się sławny stół olimpijski. Stół ten był urządzony w ten sposób, że za pomocą maszynerji opada na dół, poczem wynosi z kuchni, położonej na dole wszystko, czego kto pragnie.
Dość jest gościowi wypisać na kartce potrawy, których pragnie, a po kilku minutach, niby pod działaniem czarów, ukazywały się przed nim. Można tam było dostać wszystkiego. Raz, jedna młoda pani, chcąc doprowadzić do ładu swą toaletę, będącą nieco w nieładzie po tête a tête, zażądała szpilek do włosów, będąc pewna, że nie otrzyma ich: ku wielkiemu zdumieniu swemu, po kilku minutach otrzymała i dołu tuzin złotych szpilek.
Idąc dalej spacerem, natknąłem się na piramidę, pod którą spoczywają snem wiecznym trzy jamniki carycy Katarzyny. Dla jednego z nich epitafium, wyrzeźbione w kamieniu mogilnym, ułożył sam de Ségur, dla drugiej suczki, — ułożyła je sama Katarzyna w dwuwierszu, który brzmi:
„Ci-git la duchesse Anderson,
Qui mordit monsieur Rogertson”.