Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/87

Ta strona została przepisana.

udałem się do niego, bu mu zaofiarować swe usługi.
Służący otwiera mi drzwi do gabinetu i mówi:
— Ekscelencjo, przyszedł kucharz.
— Ach, tak... — mówi Brjus, — w takim razie zaprowadzić go do stajni i wsypać mu sto rózeg.
— I oto, Ekscelencjo, wnet mnie porwano, zawleczono do stajen i, pomimo mych krzyków, gróźb i oporu, wsypano mi sto rózeg, ani o jedną więcej czy mniej.
— Jeśli to prawda, co pan mówi, to jest to hańba!
— Jeśli to nie jest prawda, Ekscelencjo, co mówię, to gotów jestem otrzymać dwa razy tyle rózeg!
— Posłuchaj mnie, przyjacielu, — rzekł de Ségur, — widzę, że pan rzeczywiście mówisz prawdę. Zbadam tę sprawę i, jeśli przekonam się, że pan mnie nie okłamałeś, to przyrzekam panu, że otrzymasz pan zupełną satysfakcję. Ale, jeśli stwierdzę, że choćby jednem słowem zełgałeś pan, to każę pana wysłać zagranicę. Wyjedziesz pan, bez żadnej opozycji do Francji!
— Zgadzam się, Ekscelencjo.
— W takim razie, — rzekł de Ségur, siadając do biurka, — zaniesie pan ten list gubernatorowi Brjusow.
— Dziękuję serdecznie Waszej Ekscelencji, ale ja nawet nosa nie pokażę więcej w tym domu, gdzie tak strasznie obchodzą się z ludźmi, którzy przybywają tam za jakimś interesem.
— Dobrze. Udasz się tedy pan tam w towarzystwie jednego z moich sekretarzy.
— A, to co innego; w towarzystwie sekretarza Ekscelencji gotów jestem iść nawet do piekła!
— Doskonale, W takim razie ruszajcie już, — rzekł ge Ségur, wręczając list nieszczęśnikowi i roz-