kazując jednemu ze swych urzędników towarzyszyć mu do pałacu Brjusa.
W godzinę, lub mniej więcej w godzinę, powraca francuz do posła z twarzą rozpromienioną.
— No i cóż? — pyta de Ségur.
— Wszystko wyjaśniło się, Ekscelencjo.
— Jak widzę, jest pan zadowolony.
— Najzupełniej, Ekscelencjo!
— Opowiedz-że pan, jak się wszystko odbyło.
— Widzi Ekscelencja... u ekscelencji hrabiego Brjusa kucharzem był jego chłop pańszczyźniany, któremu Brjus ufał zupełnie. I oto cztery dni temu człowiek ten uciekł z domu, zabierając ze sobą pięćset rubli.
— No, i cóż dalej?
— Dowiedziawszy się, że miejsce kucharza u gubernatora jest wolne, jak to już miałem zaszczyt powiedzieć Ekscelencji — udałem się do pałacu Brjusa.
Na nieszczęście, tego samego rana powiadomiono hrabiego, że kucharz został aresztowany w miejscowości o dwadzieścia pięć wiorst oddalonej od Petersburga.
Gdy lokaj zakomunikował mu: „Ekscelencjo, kucharz znalazł się”, to gubernator pomyślał sobie, że przyprowadzono złapanego uciekiniera, a ponieważ był w owej chwili czemś wielce zajęty, tedy, nie obracając się nawet, rozkazał zaprowadzić go do stajni i wlepić mu sto rózeg.
— No i cóż? Czy gubernator przeprosił pana za to?
— Więcej, niż przeprosił, panie pośle! — kucharz, pokazując sakiewkę, pełnę złota, zapłacić mi po złotym dukacie za każde uderzenie rózgą, tak, iż bardzo żałuję, że dano mi sto rózeg, nie dwieście... Pozatem dał mi u siebie zajęcie
Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/88
Ta strona została przepisana.