aczkolwiek Luiza dość mi mówiła o okrucieństwie tej „piękności”.
Zatrzymałem się wśród widzów.
„Gosudarynia” usłyszała szmer w tłumie, wywołany ukazaniem się jej na balkonie, to też spojrzała na niego z taka pogardą, że nawet sama cesarzowa nie mogłaby patrzeć tak z góry na ludzi. Poczem rozwaliła się w fotelu, wsparła się na poduszce jedną ręką, a drugą zaczęła głaskać jamnika, który leżał u niej na kolanach.
Jasnem było, że z rozpoczęciem egzekucji czekano tylko na nią, ponieważ natychmiast w dole otwarły się drzwi i dwaj tędzy chłopi wyprowadzili nieszczęsnego ze skrępowanemi rękami, a dwaj inni szli w tyle poza nim, trzymając wielkie knuty w rękach. Osobnik, mający być ukaranym, był blondynem, o energicznych rysach twarzy. W tłumie poczęto szeptać i opowiadać co następuje:
Chłop ten był zatrudniony jako ogrodnik u ministra, u którego „gosudarynia” była kiedyś prostą dziewką dworską. Polubił ją, a ona jego nawzajem i już mieli się pobrać z sobą, gdy naraz minister zwrócił uwagę na nią i postanowił podnieść ją lub też poniżyć — jeśli chcecie — do godności swej metresy. Od tej chwili „gosudarynia”, dzięki jakiemuś kaprysowi uczuć, znienawidziła swego ex-narzeczonego, który teraz bezustanku doznawał z jej strony wszelakich przykrości, szykan i prześladowań; zdawało się, że robi to ona z obawy, aby minister nie podejrzewał jej, że żywi jeszcze czułe uczucia ku swemu ex-narzeczonemu. Wczoraj właśnie spotkała tego ogrodnik i zaraz po kilka słowach, które z nim zamieniła, poczęła krzyczeć, że ogrodnik zwymyślał ją i obraził. A kiedy minister wrócił do domu, — zażądała, aby człowiek, który ją obraził, został ukarany.
Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/98
Ta strona została przepisana.