pędem i otwiera drzwi chaty, wołając: „Oto jestem! doktór idzie za mną!“ — niż gdyby ujrzała go przyjeżdżającego bryczką wraz z doktorem.
Gdybyż to jeszcze odbył drogę tę konno, na pięknym wierzchowcu, z rozwianą grzywą i ogonem, z nozdrzami rozdętemi, ziejącemi ogniem i rżeniem zawiadamiającego o swojem przybyciu... Ale w bryczce! Stokroć lepiej przybyć piechotą.
Bo i oo powiedziałaby Marya, gdyby siostra, Berta, opowiedziała jej, że posłała młodego barona po doktora Roger’a do Palluau i że młody baron powrócił w bryczce z doktorem!
Co do chorego, ten, przyznajmy, był prawie zapomniany w tem uniesieniu gorączkowem; nie o nim myślał Michał, tylko o dwóch siostrach; nie dla niego biegł z takim rozpędem, że przebył trzy mile w godzinę, tylko dla Berty i dla Maryi. Przyczyna główna zamieniła się w tym wielkim kataklizmie fizyologicznym, jaki się dokonywał w naszym bohaterze, na okoliczność poboczną; nie był to już cel, lecz pretekst.
Śmiał się pogardliwie na myśl, że doktór popędzał konia, w nadziei, iż go dogoni; powiew zimnego wiatru nocnego, który mroził pot na jego czole, sprawiał mu rozkosz niesłychaną. Byłby raczej umarł, niż pozwolił się dogonić przez doktora. Dążąc w tamtą stronę, przebył drogę w ciągu pół godziny, z powrotem wystarczyło mu dwadzieścia pięć minut.
Jak gdyby odgadła ten pośpiech niemożliwy, Berta czekała na swego wysłańca na progu we drzwiach; wiedziała dobrze, że logicznie mógł powrócić dopiero za pół godziny najwcześniej, a mimo to nasłuchiwała. Zdawało jej się, że słyszy w dali odgłos kroków, prawie niedosłyszalnych. Niepodobna było, żeby to już wracał Michał,
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/100
Ta strona została przepisana.