— Dlatego, że Wandea nie jest już w roku 1832 tem, czem była w roku 1793, a raczej dlatego, że niema już Wandei.
— Tem gorzej dla Wandei! Ale, na szczęście, jest zawsze szlachta, panie Michel; a jest coś, czego pan może jeszcze nie wie, ale o czem wiedzieć będą potomkowie pańscy w piątem lub szóstem pokoleniu, mianowicie, że szlachectwo obowiązuje.
Młodzieniec poruszył się.
— A teraz, mówmy o czem innem — rzekła Berta — jeśli łaska; bo w tej sprawie już panu odpowiadać nie będę, wobec tego, że, jak mówił biedny Tinguy, pan nie jest z naszych.
— Ależ — odparł młodzieniec, zrozpaczony surowością Berty — o czem-że mam z panią mówić?
— O czem pan ma ze mną mówić? Ależ o wszystkiem na świecie! Noc jest przecudna: niech mi pan mówi o nocy; księżyc jest rozsrebrzony: niech mi pan mówi o księżycu; gwiazdy są z płomieni: niech mi pan mówi o gwiazdach; niebo jest przeczyste: niech mi pan mówi o niebie.
I młoda, dziewczyna podniosła głowę i utkwiła wzrok w przezrocze sklepienie niebieskie.
Michał westchnął i, nie mówiąc, szedł obok niej. Berta milczała również; miała głowę pełną tych myśli, które wymykają się z serca, nie w głośnych wyrazach, ale w spojrzeniach i westchnieniach.
A Michał, idąc śród tej ciszy, marzył.
Widział się obok słodkiej Maryi, nie zaś obok szorstkiej i surowej Berty; zamiast odosobnienia, w którem Berta czerpała swoją siłę, czuł, jak Marya, zwalniając kroku, opierała się o jego ramię...
O! wtedy nie zabrakłoby mu wyrazów! wtedy miałby tysiące rzeczy do powiedzenia o nocy, o księżycu, o gwiazdach i o niebie!
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/109
Ta strona została przepisana.