Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/115

Ta strona została przepisana.

— Ale jak to zrobić? jak to zrobić? — zawołał.
— No, no, pomówmy spokojnie — rzekła księżna.
— O, tak, pomówmy spokojnie — powtórzył hrabia — w sama porę, kiedy ja omal nie zwaryuję.
— Zdaje mi się, że nie z radości — wtrąciła księżna.
— Ze strachu, miłościwa pani!
— O! przesadza pan grozę położenia.
— Ależ niechże księżna pani zechce zrozumieć, że mam przy swoim stole prefekta z Vienne i burmistrza z Châtellerault.
— A więc przedstawisz mnie, hrabio, tym panom.
— Jako kogo, wielki Boże?
— Jako swoją kuzynkę. Wszak ma pan kuzynkę, mieszkającą o jakie pięćdziesiąt mil stąd!
— Co za pomysł, miłościwa pani!
— I cóż?
— Tak, mam w Tuluzie kuzynkę, panią de la Myre.
— Doskonale! jestem panią de la Myre.
Poczem, zwracając się do karety i wyciągając rękę do starca, lat sześćdziesięciu do sześćdziesięciu pięciu, który czekał na koniec rozmowy, rzekła:
— Pójdź, panie de la Myre, pójdź! to niespodzianka dla naszego kuzyna, przyjeżdżamy właśnie na rocznicę urodzin jego żony. A teraz, w drogę, kuzynie — dodała księżna.
I, rozweselona, wsunęła rękę pod ramię hrabiego de Vouillé.
— Idźmy zatem — rzekł pan de Vouilé, zdecydowany zaryzykować intrygę, którą księżna nawiązywała tak wesoło.
— A ja! — krzyknął baron de Lussac, który, wszedłszy do powozu, przekształcił go na gotowalnię i zamieniał błękitny surdut liberyjny na surdut czarny — może się o mnie zapomni, co?