Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/117

Ta strona została przepisana.

leźć miejsce przybyszom, którzy nie ukrywali przede mną wcale, że umierają z głodu.
Zrobił się ruch; stół był duży, biesiadnicy siedzieli swobodnie, nietrudno było tedy znaleźć trzy miejsca.
— Czy nie wspomniałeś mi, kochany kuzynie, że masz u siebie na obiedzie pana prefekta? — spytała księżna.
— Tak jest; to ten zacny obywatel, który siedzi po prawej stronie hrabiny, w okularach, w białym krawacie, z wstążeczką oficera Legii honorowej w butonierce.
— Proszę zatem mi go przedstawić.
Pan de Vouillé, wszedłszy śmiało w ton tej komedyi, uważał, że trzeba będzie utrzymać się w nim do końca. Zbliżył się zatem do prefekta, który stał oparty majestatycznie o poręcz swego krzesła.
— Panie prefekcie — rzekł — moja kuzynka, która, pełna tradycyjnego poszanowania władzy, mniema, że przedstawienie ogólne nie jest wystarczające w stosunku do pana, pragnie być przedstawiona panu osobno.
— Ogólnie, osobno i urzędownie — odparł z galanteryą urzędnik — pani będzie zawsze mile widziana.
— Przyjmuję to, jako dobrą przepowiednię — rzekła księżna.
— I pani jedzie do Nantes? — zapytał prefekt, byle coś powiedzieć.
— Tak, panie, a stamtąd do Paryża; mam przynajmniej nadzieję.
— Pani nie pierwszy raz jedzie do stolicy?
— Nie, panie; mieszkałam w Paryżu lat dwanaście.
— I opuściła go pani?...
— Najzupełniej wbrew woli, zapewniam pana.
— Od dawna?
— Będzie dwa lata w lipcu.