— Rozumiem, że kto mieszkał w Paryżu...
— Pragnie tam powrócić! Rada jestem bardzo, że pan to rozumie.
— Ach! Paryż! Paryż! — westchnął urzędnik.
— Ma pan słuszność: to raj świata — odparła księżna.
I odwróciła, się żywo, czując, że łza napływa pod jej powieki.
— A teraz proszę do stołu! — rzekł pan de Vouillé.
— Kochany kuzynie. — rzekła księżna, rzucając spojrzenie na miejsce, które jej było przeznaczone — pozostaw mnie obok pana prefekta, bardzo proszę; tak szczerze odczuł to, czego najgoręcej pragnę na świecie, że odrazu zapisał się do szeregu moich przyjaciół.
Prefekt, zachwycony tym komplimentem, cofnął spiesznie swoje krzesło i księżna usiadła po jego lewej stronie, ku wielkiemu rozczarowaniu osoby, którą ominęło to honorowe miejsce.
Dwaj mężczyźni zajęli posłusznie krzesła, które im wskazano, i niebawem — zwłaszcza, pan de Lussac — pogrążyli się w zaspokajaniu głodu. Ponieważ wszyscy poszli za tym przykładem, przeto zaległa chwilowo owa uroczysta cisza, jaka panuje jedynie na początku niecierpliwie oczekiwanych obiadów.
Księżna pierwsza przerwała milczenie — awanturniczy jej duch, jak ptak morski, czuł się najlepiej podczas burzy.
— Zdaje mi się — rzekła — że nasze przybycie przerwało rozmowę. Niema, nic smutniejszego nad milczący obiad; uprzedzam cię, kochany hrabio, że nienawidzę takich obiadów; podobne są do obiadów etykietalnych, do tych biesiad w Tuileryach, podczas których rozmowa zaczynała się dopiero wtedy, gdy prze-
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/118
Ta strona została przepisana.