Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/122

Ta strona została przepisana.

— Faktem jest — odparł, śmiejąc się urzędnik — że jej królewska wysokość postąpiła, mojem zdaniem, w całej tej sprawie bardzo lekkomyślnie.
— Widzi pan! — odpowiedziała księżna. — A co będzie, jeśli pogłoski się urzeczywistnią i księżna uda się do Wandei?
— Ależ którędy? — spytał prefekt.
— Ba, przez prefekturę pańskiego sąsiada, albo przez pańską... Mówią, że widziano i poznano księżnę w Tuluzie, w powozie otwartym, w chwili, gdy zmieniała konie przed pocztą.
— O, byłaby to doprawdy nadmierna zuchwałość — zawołał prefekt.
— Taka zuchwałość — zauważył hrabia, — że pan prefekt wcale temu nie wierzy.
— Ani słowa — odparł urzędnik z naciskom.
W tejże chwili drzwi się otworzyły i lokaj hrabiego oznajmił, że woźny z prefektury chce wręczyć pierwszemu urzędnikowi departamentu depeszę telegraficzną, nadesłaną tylko co z Paryża.
— Pan pozwoli, żeby tu wszedł? — spytał hrabiego Vouillé prefekt.
— Ależ naturalnie! — odrzekł hrabia.
Woźny wszedł i wręczył depeszę zapieczętowaną prefektowi, który skłonił się na znak przeprosin współbiesiadnikom. Zaległa głęboka cisza a oczy wszystkich wpatrywały się w urzędnika.
Księżna zamieniała znaki z panem de Vouillé, który śmiał się z cicha, z panem de Lussac, który śmiał się głośno, i ze swym fałszywym mężem, który zachował niezamąconą powagę.
— Oho! — zawołał nagle prefekt, a oblicze jego było takie niedyskretne, że wyrażało najgłębsze zdumienie.