Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/127

Ta strona została przepisana.

ten dzień sprawia, iż stajemy się równi wszystkim możnym, wszystkim szczęśliwym na ziemi; jeśli ten dzień nadszedł dla mnie, jeśli Pan Bóg wzywa mnie do siebie, jestem gotów i stanę przed Jego obliczem, pełen ufności w Jego miłosierdzie.
Twarz chorego rozjaśniła się, gdy mówił te słowa.; ale ten ostatni poryw zapału religijnego wyczerpał do ostatka siły biednego chłopa. Opadł ciężko na łóżko i wybełkotał jeszcze kilka niezrozumiałych wyrazów, między którymi można było rozróżnić jeszcze słowa: błękitni, parafia, imię Boga i Najświętszej Panny.
W tej to chwili wszedł proboszcz. Berta wskazała chorego, a ksiądz, zrozumiawszy odrazu, czego odeń oczekuje, rozpoczął odmawianie modlitw za umarłych. Na prośby Michała Berta wyszła z nim razem, odmówiwszy ostatnią modlitwę u łoża Tinguy’ego. Sąsiedzi zaczęli się schodzić; każdy klękał i powtarzał za księdzem litanie żałobne. Dwie cienkie gromnice z żółtego wosku, umieszczone z każdej strony krzyża miedzianego, oświetlały tę ponurą scenę.
Nagle, i to w chwili, w której ksiądz i wszyscy obecni odmawiali Zdrowaś Marya, krzyk puhacza, rzucony w pobliżu chaty, zagłuszył jednostajne mruczenie.
Wszyscy chłopi drgnęli.
Usłyszawszy ten krzyk, konający, którego oczy od kilku chwil mgłą się zasnuły, z którego piersi wydobywało się już rzężenie, podniósł głowę.
— Idę! zawołał — idę!... To ja jestem przewodnikiem!
Poczem usiłował naśladować, w odpowiedzi, krzyk puhacza, lecz daremnie; dogasające tchnienie załamało się w łkaniu, głowa przechyliła się w tył, oczy rozwarły się szeroko. Skonał.
Wówczas w progu chaty stanął obcy człowiek.