Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/133

Ta strona została przepisana.

— Henryku — rzekł — jak się nazywa twój przyjaciel?
— Michale, nie przestrzegasz tradycyi gościnności starożytnej; zapomniałeś Odysseę, mój drogi, i martwisz mnie! Co ciebie obchodzi nazwisko mojego przyjaciela? Czy nie wystarcza ci wiadomość, że to mężczyzna doskonale urodzony?
— Czy jesteś zupełnie pewny, że to mężczyzna?
Hrabia i Petit-Pierre parsknęli śmiechem.
— Stanowczo chcesz wiedzieć kogo przyjmiesz u siebie, mój biedny Michale?
— Nie dla siebie, mój dobry Henryku, nie dla siebie, przysięgam ci; ale bo w zamku de la Logerie...
— I cóż w zamku de la Logerie?
— Nie ja jestem panem.
— Tak, panią jest tam baronowa Michel; uprzedziłem o tem swego przyjaciela; ale zatrzymamy się tylko przez jedną noc. Zaprowadzisz nas do swoich pokojów, ja złożę wizytę w piwnicy i w śpiżarni... wszak wszystko jest jeszcze w tem samem miejscu... mój młody towarzysz rzuci się na twoje łóżko, gdzie się prześpi, jak będzie mógł, poczem, nazajutrz, o świcie, pójdę szukać schronienia, a gdy je znajdę, co, mam nadzieję, nie będzie trudne, uwolnimy cię od swojej obecności.
— Niepodobna, Henryku! Nie sądź, że obawiam się przez wzgląd na ciebie; ale naraziłbym cię na niebezpieczeństwo, gdybym cię wpuścił do zamku.
— Jakto?
— Moja matka czuwa jeszcze, jestem pewien: czeka na mój powrót; zobaczy nas wchodzących; sądzę, że twoje przebranie będziemy mogli upozorować; ale jak upozorujemy przebranie twego przyjaciela, które nie uszło mojej uwagi?