Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/138

Ta strona została przepisana.

— Nie pytamy pana o nie; jesteście panowie rojalistami i cierpicie za sprawę, za którą, jakkolwiek kobiety, rade oddałybyśmy krew! Wejdźcie panowie do tego domu; jeśli nie znajdziecie w nim bogactwa ani zbytku, przekonacie się, że jest dyskretny i wierny.
I, giestem najwyższej godności, Berta wskazała drzwi młodzieńcom, zapraszając ich do przekroczenia progu.
— Niechaj święty Julian będzie pochwalony! — szepnął Petit-Pierre hrabiemu Bonneville. — Oto zamek i chata, między któremi kazałeś mi wybierać, złączone w jednem schronieniu. Te pańskie wilczyce podobają mi się bardzo!
I przekroczył próg, skłoniwszy z wdziękiem głową młodym dziewczętom.
Hrabia Bonneville wszedł za nim.
Marya i Berta przyjaznem skinieniem głowy pożegnały Michała, a ostatnia wyciągnęła do niego rękę. Ale Jan Oullier tak gwałtownie popchnął drzwi, że biedny młodzieniec nie miał czasu dłoni tej pochwycić.
Patrzył przez kilka chwil na wieżyczki zamkowe, które zarysowywały się czarnemi sylwetami na brunatnem tle nieba, na okna, które oświetlały się jedno po drugiem, i odszedł.
Gdy znikł, zarośla rozchyliły się i wysunął się z nich człowiek, który w interesie, zupełnie odmiennym od interesu innych aktorów był świadkiem tej sceny. Tym człowiekiem był Courtin, który, upewniwszy się, że niema nikogo dokoła, wszedł na drogę, na której znikł jego młody pan, dążąc z powrotem do Logerie.