Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/140

Ta strona została przepisana.

cie za powiernika człowieka takiego, jak Courtin. Zdecydował się tedy wystawić się na gniew matki — ale, jako skazaniec decyduje się iść na szafot, t. j. bo nie może uczynić inaczej — i ruszył w dalszą drogę.
Wszelako, im bardziej zbliżał się do zamku, tembardziej chwiało się jego postanowienie. Gdy znalazł się na końcu alei, gdy musiał już iść bez osłony zielonego sklepienia wzdłuż trawników, gdy ujrzał okno pokoju matki, odcinające się na ciemnej fasadzie — jedyne okno oświetlone — odwaga opuściła go zupełnie. Nie omyliły go zatem przeczucia, baronowa czekała na powrót syna.
Strach, podniecając siłę wyobraźni młodego barona, podsunął mu myśl spróbowania podstępu, mogącego, jeśli nie zażegnać gniew matki, to przynajmniej opóźnić jego wybuch. Skierował się w lewo, wszedł w szpaler i ukryty w jego cieniu dostał się do muru, okalającego sad; przeskoczywszy mur, przeszedł przez furtkę z sadu do parku, a tu już, dzięki wielkim drzewom i zaroślom, mógł niepostrzeżenie dotrzeć do okien zamku. Chodziło teraz tylko o to, by znaleźć jakie okno otwarte skutkiem niedbalstwa służby, przez które mógłby wejść do wnętrza zamku i dostać się do swoich pokojów.
Michał obszedł zamek z trzech stron, próbując, pocichu, ale sumiennie, wszystkich drzwi parterowych i okien, przesuwając się na palcach tuż pod murem, powstrzymując oddech. Ani drzwi, ani okna nie drgnęły. Pozostała jeszcze fasada główna. Tu groziło mu największe niebezpieczeństwo; okna pokojów baronowej przebite były właśnie w tej fasadzie, odsłoniętej zupełnie, pozbawionej krzewów, które okalały resztę gmachu; jedne z tych okien — od sypialni — było otwarte.
Michał postanowił spróbować szczęścia i już się zbliżał do tego okna, gdy ujrzał cień przesuwający się po trawnikach. Michał przystanął, z wytężoną uwagą śle-