będzie we krwi i w ogniu... Nie, pani baronowo, nie, to niemożliwe.
— A więc, co począć, wielki Boże! co począć?
— Niech pani baronowa posłucha, a ja powiem, co trzeba zrobić.
— Mówcie, Courtin’ie, mówcie.
— Ponieważ, będąc dobrym obywatelem, chcę też pozostać wiernym i gorliwym sługą pani baronowej, ponieważ mam nadzieję, że przez wdzięczność za to, co uczynię dla państwa, dzierżawa i nadal pozostanie przy mnie na warunkach, które będę mógł przyjąć, przeto nie wymienię wcale nazwiska pana Michała. Tylko pani baronowa się postara, żeby na przyszłość nie właził już w taki rój os; tym razem jeszcze czas, jeszcze można go stamtąd wydobyć.
— Bądźcie spokojni, Courtin’ie.
— Ale, bo widzi pani baronowa...
— Co, co takiego?
— Ba, nie śmiem dać rady pani baronowej, to już nie do mnie należy.
— Mówcie, Courtin’ie, mówcie.
— Otóż, chcąc zabezpieczyć pana Michała zupełnie od tych wpływów, trzebaby, mojem zdaniem, jakimkolwiek sposobem, prośbą czy groźbą, zmusić go do wyjazdu do Paryża.
— Tak, macie słuszność.
— Tylko, zdaje mi się, że nie będzie chciał.
— Jak ja postanowię, będzie musiał chcieć.
— Za jedenaście miesięcy będzie miał dwadzieścia jeden lat, jest już więc blizki pełnoletności.
— A ja wam mówię, że pojedzie. Ale co to znaczy, Courtin’ie?
Courtin stał, wytężając słuch w stronę drzwi.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/147
Ta strona została przepisana.