przeciwko jego stanowiska... Byłem bardzo młody i już miałem zwyczaj... niech mi go Bóg zachowa!... gadać tylko wtedy, gdy mój interes tego wymagał. Teraz, czy za nic uważasz przysługi, jakich twoja partya mogłaby spodziewać się ode mnie, gdyby mój interes skierował mnie w waszą stronę?
— Słuchaj, Courtin — odparł Jan Oullier, marszcząc brwi — nie mam żadnego wpływu na postanowienia pana margrabiego Souday; ale, gdybym miał, choćby najmniejszy, ten folwark nie stałby się nigdy własnością rodziny, a gdyby się stał, nie stanowiłby nigdy zapłaty za zdradę!
— To wszystko są szumne frazesy — rzekł Courtin.
— Nie; jakkolwiek ubogie są panny de Souday, nie chciałbym nigdy, dla żadnej z nich młodzieńca, o którym mówicie; jakkolwiek bogaty jest ten młodzieniec i choćby nawet nosił inne nazwisko, panna de Souday nie powinnaby nigdy okupywać małżeństwa postępkiem niegodnym.
— Ty nazywasz to postępkiem niegodnym? Ja zaś widzę w tem jedynie dobry interes.
— Dla was może; ale dla tych, których jestem sługą, okupienie małżeństwa z panem Michel’em umową z wami byłoby więcej niż postępkiem niegodnym, byłoby nikczemnością.
— Janie Oullier, strzeż się! Przyszedłem do ciebie w dobrych zamiarach; postaraj się, żeby mi nie przyszły na myśl złe, gdy stąd wyjdę.
— Nie dbam o wasze groźby, jak nie dbam o wasze przysługi; zapamiętajcie to sobie, a jeśli trzeba koniecznie wam to powtórzyć, to się wam powtórzy!
— Jeszcze raz, Janie Oullier, posłuchaj mnie. Przyznałem ci się do tego, że chcę być bogaty; wbiłem sobie to w głowę, jak ty wbiłeś sobie w głowę, że musisz
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/173
Ta strona została przepisana.