— Złóz mnie u stóp tego dębu.
Souday waha się usłuchać.
— Nie przestałem być twoim generałem — mówi mu Charette głosem rozkazującym — musisz słuchać, rozumiesz!
Młodzieniec, pokonany, staje się posłuszny i składa swego generała u stóp dębu.
— Tak! a teraz słuchaj mnie dobrze — mówi Charette. — Trzeba, żeby król, który mnie mianował generałem głównodowodzącym swojej armii, wiedział, jak jego generał głównodowodzący umarł. Wracaj do jego królewskiej mości Ludwika XVIII i powiedz mu, coś widział; ja tak chcę!
Charette mówił tonem takim uroczystym, że margrabiemu Souday’owi, którego tykał po raz pierwszy, nie przyszło nawet na myśl, że mógłby mu być nieposłuszny.
— Dalej — odezwał się znów Charette — nie masz chwili czasu do stracenia, uciekaj; błękitni nadchodzą!
Istotnie, republikanie zaczęli się ukazywać na skraju lasu.
Souday pochwycił dłoń, którą wyciągał do niego Charette.
— Pocałuj mnie — rzekł ów.
Młodzieniec go pocałował.
— Dosyć! — rzekł generał. — W drogę!
Souday rzucił spojrzenie Janowi Oullier’owi.
— Idziesz ze mną? — spytał.
Oullier, pomny, potrząsnął głową przecząco.
— Po co mam tam iść, co ja tam będę robił, panie margrabio — odparł — gdy tymczasem tutaj...
— A tutaj co robić będziesz?
— Powiem to kiedyś panu margrabiemu, jeśli się jeszcze zobaczymy.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/18
Ta strona została przepisana.