zadowolić się interesem miernym i zwrócił się w stronę rządu.
W pół godziny po naradzie podprefekta i Courtin’a, żandarm przeciskał się śród tłumu, szukając generała, którego znalazł rozmawiającego bardzo poufale ze starym żebrakiem, okrytym łachmanami; żandarm powiedział kilka słów do ucha generałowi, który powrócił spiesznie do hotelu pod Białym Koniem.
Podprefekt czekał na niego we drzwiach.
— I cóż? — spytał generał, widząc zadowolone oblicze urzędnika publicznego.
— Generale, wielka i dobra nowina! — odparł ów.
— No, no, słucham.
— Ten człowiek, z którym miałem do czynienia, jest naprawdę bardzo mądry.
— A to mi nowina! oni są wszyscy bardzo mądrzy! najgłupszy między nimi dorównałby panu de Talleyrandowi. Cóż ten bardzo mądry człowiek panu powiedział?
— Widział, jak onegdaj wieczorem przybył do zamku Souday hrabia Bonneville, przebrany za chłopa, a wraz z nim inny mały wieśniak, który wyglądał jak kobieta.
— No i cóż?
— No i, generale, niema już żadnych wątpliwości...
— Niech pan kończy, panie podprefekcie! przecież pan widzi moją niecierpliwość — rzekł generał tonem zupełnie spokojnym.