— Brawo! — zawołał podprefekt — obawiałem się, że zrobiłem krok fałszywy, ale pańskie słowa dodają mi otuchy.
— Cóż pan uczyni?
— Otóż ten wójt nazywa się Courtin i jest wójtem wioski, noszącej nazwę Logerie.
— Znam to: omal nie schwytaliśmy tam Charette’a, będzie temu niedługo lat trzydzieści siedem.
— Otóż ten Courtin wskazał mi człowieka, który mógłby nam służyć za przewodnika i którego byłoby w każdym razie rozważnie zaaresztować, żeby nie wracał do zamku i nie uprzedzał o grożącem niebezpieczeństwie.
— A ten człowiek?
— To intendent margrabiego, jego gajowy. Oto jego rysopis.
Generał wziął papier, podany przez podprefekta i przeczytał:
„Włosy siwiejące i krótkie, czoło nizkie, oczy czarne i żywe, brwi zjeżone, na nosie brodawka, w nozdrzach włosy, faworyty, kapelusz okrągły, kurtka aksamitna, takież spodnie i kamizelka, kamasze i pas ze skóry. Oznaki szczególne: pies wyżeł, sierści brunatnej. Drugi kieł lewy złamany“.
— Doskonale! — zawołał generał — mój handlarz owsa jota w jotę! gospodarz Terrien, który, założę się, tak się nazywa Terrien, jak ja Barabasz.
— Będziesz mógł, panie generale, upewnić się o tem niebawem.
— Jakto?
— Za chwilę będzie tutaj.
— Tutaj?
— Tak jest.
— Przyjdzie tutaj?
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/187
Ta strona została przepisana.