Margrabia musiał spełnić ostatnie polecenia Charette’a.
Ludwik XVIII siedział przy stole; godzina obiadowa była dlań zawsze godziną uroczystą.
Były paź musiał zaczekać, aż jego królewska mość skończy obiad.
Po obiedzie został wprowadzony.
Wypadki, które rozegrały się przed jego oczyma, zwłaszcza zaś ostatnią katastrofę opowiedział tak obrazowo, że jego królewska mość, mało z natury wrażliwy, doznał wrażenia takiego silnego, iż zawołał:
— Dosyć, dosyć, margrabio! Tak, kawaler de Charette był dzielnym sługą, uznajemy to w zupełności.
I dał margrabiemu znak, żeby wyszedł.
Poseł usłuchał; ale, gdy wychodził, dobiegły go słowa króla, tonem nadąsanym wypowiedziane:
— Ten bałwan Souday opowiada mi takie rzeczy po obiedzie! przecież to może zakłócić mi trawienie!
Margrabia uważał, że za narażanie życia w ciągu sześciu miesięcy zostać nazwany bałwanem przez tego, dla którego je narażał, to licha nagroda.
Pozostało mu w sakiewce około stu ludwików; tego samego wieczora jeszcze opuścił Blankenburg, mówiąc sobie:
— Gdybym był wiedział, że doznam takiego przyjęcia, nie zadawałbym sobie tyle trudu, żeby tu dotrzeć!
Powrócił do Holandyi, a z Holandyi udał się do Anglii. Tam zaczęła się nowa faza. życia margrabiego Souday’a. Należał on do ludzi, których okoliczności urabiają, stosownie do potrzeby; którzy są silni albo słabi, waleczni, albo tchórzliwi, stosownie do środowiska, w jakie ich rzuci przypadek. Przez sześć miesięcy wznosił się do poziomu strasznej epopei wandejskiej: zabarwił
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/20
Ta strona została przepisana.