lier zdołał dotrzeć do wierzby, której gałęzie dotykały powierzchni rzeki. Pływak pochwycił jedną z tych gałęzi, wziął ją w zęby i, tak jej się trzymając, przechylił głowę w tył, tak, że tylko usta i nos miał w powietrzu. Zaledwie zaczerpnął oddechu, usłyszał żałosne wycie, idące z miejsca, gdzie kolumna zatrzymała się, a on zsunął się do rzeki.
Poznał to wycie.
— Wałkoń! — szepnął. — Wałkoń tutaj? Wałkoń którego odesłałem do Souday? Zdarzyło mu się niechybnie jakieś nieszczęście, skoro tam nie dotarł... Boże, Boże! — dodał z nieopisaną gorącą wiarą — teraz tam ważniejsze jest, żeby mnie ci ludzie nie schwytali!
Żołnierze, którzy widzieli psa Jana Oullier’a na dziedzińcu gospody, poznali go również.
— Jego pies! jego pies! — zawołali.
— Doskonale! — rzekł sierżant — pies dopomoże nam do odnalezienia pana.
I usiłował schwytać Wałkonia. Ale, jakkolwiek chód biednego zwierzęcia był widocznie ociężały, Wałkoń wymknął mu się, poczem węszył przez sekundę w kierunku prądu i wskoczył do rzeki.
— Tędy, towarzysze! tędy! — krzyknął sierżant, zwracając się do żołnierzy, którzy przeszukiwali wybrzeża i wyciągając ręce w kierunku, w jakim udał się pies. — Zobaczymy, gdzie pies się zatrzyma. Dobry piesek! dobry! \
Jan Oullier, gdy poznał krzyk Wałkonia, nie bacząc już na grożące niebezpieczeństwo, wysunął głowę z wody. Widział, że pies, który przecinał rzekę w poprzek, płynie prosto w jego stronę; zrozumiał, że będzie zgubiony, jeśli nie zdobędzie się na czyn bohaterski. Otóż poświęcić psa było dla Jana Oullier’a czynem bo-
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/226
Ta strona została przepisana.