— Dobrze rzekł — jutro się wyjaśni i biada temu, kto ciebie zabił, mój biedny psie!
Po tych słowach złożył zwłoki Wałkonia w dziupli najbliższego drzewa, wbiegł na wzgórze i znikł w zaroślach.
Chata, której błyszczące szyby generał dostrzegł śród ciemności, i którą wskazał kapitanowi, zamieszkana była przez dwie rodziny. Głowami tych rodzin byli dwaj bracia. Ci dwaj bracia nazywali się, starszy Józef a młodszy Paskal, Picaut.
Ojciec ich od r. 1792 uczestniczył w. pierwszych zawieruchach w kraju Retz; przyłączył się do okrutnego Souchu, jak szakal przyłącza się do lwa, i brał udział w strasznych rzeziach, któremi zaznaczyły się początki powstania na lewem wybrzeżu Loary.
Gdy Charette wymierzył sprawiedliwość temu Carrier’owi z białą kokardą, Picaut, którego instynkty krwiożercze spotęgowały się jeszcze, dąsał się na nowego przywódcę za to, że nie chciał rozlewać krwi gdzie indziej, tylko na polu bitwy; opuścił tedy jego dywizyę i przeszedł do tej, którą dowodził straszny Jolly, stary chirurg z Machecoul’u: ten przynajmniej był na wysokości okrutnych wymagań Picaut’a.
Ale Jolly, uznając potrzebę jedności, przeczuwając geniusz wojskowy wodza dolnej Wandei, zaciągnął się pod sztandar Charette’a, a Picaut, którego rady wcale